Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/28

Ta strona została przepisana.

Szambelan nie zdołał odpowiedzieć, gdy w komnacie stanęło czterech żandarmów cesarskich.
— Jak się imć panu Anastazemu podoba ta maskarada!? Owóż dla porządku deklaruję urzędowość mojej czołobitności! A nadto śmiem uprzedzić, że mam rozkaz zatrzymania cię w domu!
— Bolesza, bo cię każę...
— No, no, siadaj! — mruknął brutalnie stary kompan, popychając pana Anastazego ku siedzeniu. — Tak, siadaj i słuchaj, pamiętając, że dla waści nazywam się kawalerem de Bolesza, że szambelanowałem tak samo, jak i waszmość, że mi się z fortunki okroiło, to pewnie, bo takimi fusami gości nie raczyłem, parole d’honneur! Nie sap, nie zgrzytaj, bo nie masz czem i akkomoduj się! O awanturach nie myśl, bo pani szambelanowa niema czasu! Widzisz tych drabów?! Mam takich mendel na zawołanie! Chcesz, posłuchaj mojej rady?! Proś o rozwód — bądź galantem!
Pan Anastazy trząsł się na fotelu, dygotał, spazmatycznie chwytając powietrze wpół rozchylonemi ustami.
Bolesza podniósł się flegmatycznie, wyprawił żandarmów, zawołał na hajduka, kazał mu podać wody szambelanowi, zaczem ozwał się spokojnie.
— Ulżyło waćpanu!?... Będziesz rozsądnym, no to ci wyłożę!?... Hę!?
Pan Anastazy kiwnął głową z wysiłkiem.
— No przecie! Boć do pioruna, Bolesza nie był nigdy ani zbójem, ani oczajduszą! Krzywdy waszej nie chcę, ale parole d’honneur, rzetelnego dobra! Tylko, że waćpan mej życzliwości nie rozumiesz, ani swojej fortuny! Co długo mówić, cesarz jegomość zakochany po uszy w szambelanowej! Więc niema z kim wojować, brać co dają, przymówić się o więcej, a Boleszy postawić uczciwą flaszę...
— Nie chcę, za nic!...