Po małej chwili do buduaru weszła młoda jeszcze kobieta, prowadząc za rękę maleńkiego chłopczyka.
Nieznajoma, na widok pani Walewskiej, skłoniła się z wdziękiem.
— Wszak pani Eleonora Augier?
— Tak jest! — szepnęła przybyła.
— Proszę, niech pani siada!
Pani Augier osunęła się lękliwie na najbliższe krzesło. Chłopiec onieśmielony równie, jak i jego matka, główkę wtulił w fałdy jej sukni.
Szambelanowa obrzuciła damę badawczym wzrokiem. Dama wydała się jej sympatyczną bardzo. Miała wysmukłą, zgrabną kibić, twarz nieskazitelnie białą, odcinającą się mocno od kruczych, jedwabistych włosów, ozdobioną nadto parą podłużnych, kosych nieco ócz, lecz rzucających wokół jakieś dobre spojrzenia.
— Co panią do mnie sprowadza? — zagadnęła pani Walewska.
— Pani szambelanowa musi być bardzo... bardzo dobrą... Kto jest taki piękny!... Jaka pani szambelanowa piękna, o mój Boże!
Pani Walewska chciała skrzywić się na ten niezgrabny argument, lecz głos pani Augier drżał taką szczerością, że szambelanowa powstrzymać się nie mogła od uśmiechu.
— Pozwolę sobie ponowić pytanie, ile że pragnęłabym zadość uczynić tak gorącemu poleceniu, z jakiem pani przybyłaś.
— Sama nie wiem! Nie odważyłabym się! Dopiero przed tygodniem nie mogłam się oprzeć i napisałam bilecik do Gérarda! Mówiono, że on robił portret pani szambelanowej... Gérard pozwolił go obejrzeć! Poszłam i zdumiałam się! Nie miałam pojęcia, że można być tak piękną! Tam poznałam odrazu, że musisz być niezmiernie dobrą...
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/293
Ta strona została przepisana.