— De la Victoire?!
— Tak jest! Cesarz wrócił — był rok 1807, najszczęśliwszy w mojem życiu...
— Rok tysiąc ośmset siódmy! — powtórzyła głucho szambelanowa, czując, że równocześnie gmach jej własnych, najserdeczniejszych wspomnień wali się w gruzy.
— Najszczęśliwszy! Zasypywano mnie podarkami, ubiegano się o względy. Leonkowi wróżono koronę, co dzień rano musiałam być w Tuileries, miałam wpływy. Talleyrand był u mnie stałym gościem, książę Otranto asystował... aż wybuchła wojna hiszpańska... Zaczęto mówić o pani, a potem o pani Gazzani! Chciałam być zazdrosną, spotkał mnie od Gazzani afront, a od pana Savary napomnienie. Łudziłam się jeszcze, tymczasem w Bajonnie cesarz zakochał się w pannie Guillebeau... Byłam opuszczoną, matka osierociła mnie także. Porucznik Piotr Augier oświadczył mi się. Lubiłam go bardzo, położenie moje dwuznaczne dokuczyło mi, wyszłam za mąż! Piotr był dla mnie najlepszym mężem. Leonka kochał. Dwór pamiętał o nas. Zwierzchnicy męża liczyli się kim był. Zwolna zapomniano o wszystkiem! Przed dwoma laty odwiedził mnie niespodzianie pan de Talleyrand i jakieś nowe projekty jął snuć co do mnie, a nawet zaproszenie mi wyrobił na dwór królowej Karoliny! Nie bardzo wierzyłam, ale usłuchałam namów. Męża bawiły z początku te zaszczyty, lecz wkońcu wpadł w szał zazdrości, zaczął mnie zasypywać wymówkami, wyrzucał co chwila moją przeszłość, aż nareszcie na krok mnie nie odstępował, rujnował się na coraz to nowe stroje, pragnął mnie takim zbytkiem otoczyć, żebym za cesarskimi salonami nie tęskniła!... Zapomniałam o nich oddawna! Lecz ta myśl dziwaczna nie odstępowała męża. Mieliśmy spory kapitalik, ten stopniał! Mąż zasiadł do gry. Grał szczęśliwie, mnie samą bawiły garście złota, które mi co dnia rzucał pod nogi... Naraz, karta
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/299
Ta strona została przepisana.