Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/303

Ta strona została przepisana.

Dama cofnęła się nieznacznie, z trudnością panując nad nerwowemi ruchami.
Po małej pauzie, paź wrócił, szepnął coś komisarzowi i skłonił się damie.
— Pan szambelan służbowy jest na rozkazy! Pani raczy tędy... za mną!...
Komisarz otworzył na ściężaj drzwi przed damą.
Nieznajoma przestąpiła próg i, znalazłszy się w wielkiej sali, wypełnionej zwartym tłumem mundurów wojskowych, dworskich i państwowych, zawahała się. Paź atoli zaprosił ją ukłonem, aby skierowała się na lewo, ku oknu, i tam podał jej krzesło.
W sali panował ledwie cichy szmer, lecz tak mocno zajmujący obecnych, że nikt prawie nie zwrócił uwagi na damę.
Dopiero, kiedy z bocznego salonu wybiegł służbowy szambelan w czerwonym, aksamitnym kaftanie, białej kamizelce i takichże spodeńkach i pończochach, zebrani poruszyli się i chcieli mu drogę zagrodzić, a gdy ten, nie odpowiadając na sypiące się ku niemu zapytania, zmierzał wprost do damy, w ślad za nim poszły i ciekawe spojrzenia.
Szambelan powitał damę z pewnem zakłopotaniem i przejęciem się swymi obowiązkami.
— Pani raczy darować, że jej pozwoliłem czekać! Dopiero co się skończyło „wielkie wejście“... Lecz czyż się mogłem spodziewać! Czyż mogłem! Najmocniej przepraszam!
— Bynajmniej nie sprawiło mi to przykrości! Bardzo tu wygląda zajmująco!
— Och, pani szambelanowo, dla tego, kto niema tego wszystkiego na głowie! Uszy bolą! Ruszyć się nie mogę! Panie de Rémusat i panie de Rémusat! Oo... co to za lista! A u cesarza jest zaledwie Cambacérès. Chwili czasu — chwili czasu!!...