— A ja pani mogę czego winszować?!
— Pan mnie?! — powtórzyła przeciągle Walewska. — Chyba...
— Właśnie, pani szambelanowo! — ozwał się z boku pan de Rémusat.
Ornano cofnął się dyskretnie, pani Walewska podniosła się spokojnie.
— Więc już na mnie kolej!?
— Właśnie, pani szambelanowo, — jęknął pan de Rémusat, krzywiąc swą i tak zmarszczkami pokurczoną twarz — nie wiem, czy znajdę okazję!... Nie wiem i ten... nie wolno trudzić pani oczekiwaniem! I tak... tłok nieznośny, ani przewidzieć, kiedy się skończy! Najjaśniejszy pan będzie znużony... Sądziłbym więc, aby na dziś, na teraz, odłożyć...
— Za pozwoleniem! Prosiłam o zawiadomienie najjaśniejszego pana, że przybywam z pilną sprawą...
— Tak jest, ale otóż nie mogę, nie mam sposobu, regulamin, ceremonjał!... Wolno mi dopiero przyjąć zapis na jutro i to do decyzji pana marszałka dworu!
— Jeżeli tak, więc pozwoli pan, że teraz zaczekam na księcia Frioulu!
Pan de Rémusat spotniał.
— Bo, proszę pani szambelanowej! Niezawodnie!... Dla mnie bardzo bolesne, tem więcej, że moje dobre chęci są do jej usług! Choć w tym wypadku, książę Frioulu będzie równie bezsilnym! Ceremonjał! Dla królów nie wolno nam robić wyjątków! Wogóle niema wyjątków! Najjaśniejszy pan raczył powiedzieć, że niema wyjątków...
Pani Walewska oparła się ręką na krześle i, odrzuciwszy woal, zapytała raptownie:
— Więc pan mnie meldowałeś?!
— To jest i owszem, — tak! Arcykanclerz świadkiem! —
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/306
Ta strona została przepisana.