— Hm! Kiedy mi, kochany panie Anastazy, tak do serca mówisz... Może tabaczki! Przednia! Od bernardynów ją biorę... Hm! Owóż odpowiadam szczerze, bez ogródki, jak rodzonemu! Jak znajomkowi najbliższemu!.. Ani myśli!... Imć pan Ksawery przyjdzie za kilka dni, teraz, teraz nawet czasu niema, bo jak okazję opuści, to parole d’honneur, na koszu zostanie i urzędzik mu przeleci koło nosa!... Lecz co z Walewicami, trzeba zaczekać!!...
— Jakto! Więźniem jestem!?... Przecież ja sam tylko... nikogo niewolić nie będę!... Nawetbym, choćby chcieli, nie przyjął!... Żeby wróciła, psamibym wyszczuł!... Wypędził!... Niech mi się na oczy nie pokazuje!
Głos pana Anastazego przeszedł w złowrogi chrobot. Na ustach piana mu wystąpiła. Bolesza westchnął.
— Otóż właśnie Hic jacel lepus!... W tem rzecz!... Waćpanem może sprawiedliwość jakaś potrząsa, może cale słuszny rankor nurtuje, a tu przecież imię świetnością jaśniejące, indygenat rzymski bez mała, ród znakomity!... Trzeba go od złych jęzorów chronić, trzeba mu pozór winny zachować, a przystojności nie tknąć!
— Co ty... ty... najmito... pachołku... będziesz mnie, Kolumna-Walewskiemu nauki dawał!? — wrzasnął szambelan, dźwigając się na fotelu.
Bolesza zarechotał szyderczo.
— Jakbyś wiedział, szambelansiu, jakbyś wiedział, parole d’honneur! Zostaniesz tu, wydobrzejesz, a dopiero, jak ci kolera minie, wrócisz do Walewic! Chełpisz się dworu znajomością, a jesteś zgoła prostakiem, nie wiesz, że skoro l’empereur jegomość raczył cię takim zaszczycić splendorem, to jeżeli na pokoje zamkowe iść dziękować za przystojne nie masz, to już mu tobołami podróżnymi i sepecikami łyskać po mieście, na uciechę gawiedzi, nie będziesz, jeno poczekasz
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/31
Ta strona została przepisana.