służby, miarowe kroki warty i cichy rechot zabawiającego się kieliszkiem kawalera de Boleszy.
Gdy tak pałac Walewskich posępniał, chmurniał w cieniach nocy, mieszkanie pani de Vauban pod Blachą od wczesnego rana wrzało niepamiętnym ruchem, ożywieniem. Rozpoczęła je gromada kozaków, strzelców, a pokojowców z listami i kunsztownie zdobionymi bilecikami.
Do południa blisko trwał ten nieustanny korowód sług, nadciągających pieszo, konno, cisnących się do kuchennego podjazdu, wystających po sieniach, gankach i stopniowo wyprawianych z odpowiedziami.
Po tym korowodzie nastąpiła defilada pojazdów. Defilada nieustanna, a różnorodna. Więc gdy jedne pojazdy, jak naprzykład księżnej Jabłonowskiej, już do godziny drugiej zdołały po raz trzeci, czwarty lub piąty zatoczyć się, wyrzucić z siebie gości, a potem zabrać ich po pewnym czasie, ruszyć w głąb miasta i znów powrócić, drugie ukazywały się tylko raz jeden na chwilę, na doręczenie marszałkowi dworu hrabiny złoconych kart, trzecie wystawały znów z pobliżu całemi godzinami, wyciągając się w równe łańcuchy i czekając, póki ich zawołanie forysia przed podjazd nie wezwie.
Salony pani de Vauban roiły się.
Fryne Czosnowska z panią Moszyńską pospołu czyniły honory domu, zabawiały gości, sumitowały gospodynię, która zjawiała się tylko wówczas, gdy kamerdyner, strażujący u wejścia do bocznych pokoi, zwiastował jej przybycie znaczniejszej osoby.
Wówczas pani de Vauban wchodziła do salonów długim, powłóczystym krokiem, stroiła usta do smętnego uśmiechu, a głosowi nadawała ton cichy, pełen tajemniczości.
Przedmiotem rozmów były ogłoszone świeżo nominacje członków Komisji Rządzącej, o nich się tylko mówiło, nimi tylko zajmowano, przeplatając rozmowę wróżbami o świet-
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/33
Ta strona została przepisana.