ności zapowiedzianego w teatrze przedstawienia, o „dziele“, które powinno porwać cesarza, o subtelności alegorji w Andromedzie, o cale pięknej muzyce Elsnera, o wspaniałości wierszów Osińskiego, o podniosłej odzie, w której nawet Koźmian talenta swe stopił, słowem, mówiono o wszystkiem, co zajmowało towarzystwo, co było zawołaniem dnia.
Mimo atoli te wszystkie interesujące szczegóły, mimo niewyczerpany pozornie temat do snucia wniosków z dekretu Napoleona, z nominacji, z olśniewania Warszawy cesarskim majestatem, cesarską łaskawością i cesarskiem życiem, w salonie pani de Vauban rozmowa rwała się raz po raz, przechodziła w szepty, ograniczała się do błyskawicznie wymownych spojrzeń, a bezładem swoim, brakiem ciągłości budziła mimo woli przypuszczenie, że ludzie ci o czem innem myślą niż mówią.
Ukazanie się pani de Vauban za każdym razem dobywało całe towarzystwo z ociężałości, z nieszczerego ożywienia. Panie kupiły się dookoła gospodyni, panowie cisnęli się do powitań, wszyscy zapierali oddech w piersiach, ilekroć hrabina zaczynała mówić. Gdy zaś rzuciła jaki frazes, jeszcze trwała głęboka cisza, jeszcze w powietrzu ważył się znak zapytania, nadzieja, że przecież coś powie.
Pani de Vauban atoli ani wyrazu nadto nie powiedziała, choć równocześnie i ruchem, i grymasem w kącie ust, i przestankowaniem w najprostszem zdaniu podkreślała, że nosi w sobie wielką tajemnicę, że radaby każdemu z obecnych jej udzielić, ale że musi uszanować jej wielkość, jej świętość.
Jeżeli jednak pani de Vauban w roli sfinksa była nieporównaną, a każdym ruchem ręki, każdem spojrzeniem umiała potęgować zainteresowanie, to znów księżna Jabłonowska rozpalała ciekawość, najwstrzemięźliwszych, najzimniejszych przyprawiała o niepokój, o wykrzykniki podziwu.
Księżna tak samo, jak i pani de Vauban, unikała rozmów,
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/34
Ta strona została przepisana.