do przepaści, w którą się ma stoczyć!... Wzburzysz w nim, co wre jeszcze! Chcesz pani, by znów liczył pułki nieprzyjacielskie, rachował ich działa i widział ich przewagę...
— Napoleon może się obejść bez ważenia sił! Sam starczy za tysiące!
Wielki marszałek dworu ujął za kapelusz.
— Nie podzielam tych zapałów! Współczuję, cenię zacność ich, lecz z całem mem przywiązaniem do osoby cesarza muszę uważać słowa pani za urojenie, za zaprzeczanie prawdzie, za szkodliwe uniesienie...
— Duroc byłby tak mi nie odpowiedział!
Bertrand wyprostował się.
— Pani szambelanowo, niech mi wolno będzie pozostać przy mojem zdaniu... zwłaszcza, iż moje u niej posłannictwo zostało mi poruczonem nie w celu naradzania się w sprawach, o których najjaśniejszy pan raczył zdecydować!...
— Słucham zatem — mów pan, proszę!
— Pani szambelanowa nie dość rozważnie podjęła wycieczkę swoją z Paryża do Fontainebleau...
— Panie marszałku!...
— Spełniam polecenie! — objaśnił cierpko Bertrand. — Oczy całej Europy są zwrócone na Fontainebleau! Cesarz swoje słowo podpisał... cesarz chce być sam...
Pani Walewska pobladła.
— Co pan chcesz przez to powiedzieć? — zagadnęła stłumionym głosem.
— Że najjaśniejszy pan wierzy w przywiązanie pani szambelanowej i w imię tego przywiązania prosi, abyś raczyła natychmiast opuścić Fontainebleau...
Szambelanowa spojrzała groźnie na marszałka.
— Żebym ja... ja?! Opuścić?!... Odjechać stąd?!... Odjechać... dokąd?!...
— Dokąd pani sama uzna za stosowne!
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/353
Ta strona została przepisana.