i poniósł je. Po dłuższej przerwie, niż poprzednio, marszałek znów powrócił.
— Cesarz jest wzruszony dowodem pańskiego poczucia obowiązku! Depesze sprawiły mu wielką radość!... Zaczekaj pan tu, w galerji, cesarz niebawem wyjdzie... może będzie chciał o coś pana zapytać!... Ale, nazwisko pańskie?!
— Łączyński!
— Losziński! — Polak?! Pułkownik!
— Tak jest, panie marszałku!
— Bardzo, bardzo dobrze! Tedy ten... potem udasz się pan do generała Kossakowskiego, on panu udzieli wskazówek... Cesarz kazał wypłacić panu dwieście franków na uniform!... Bardzo dzielnie pan się spisałeś, bardzo dzielnie!... Może będziesz chciał świadectwa? To i owszem — napisz pan sobie stan służby, a generał Drouot podpisze... i ja panu podpiszę! Niezmiernie rad byłem poznać pana, panie „Oszynski“... niezmiernie!...
Bertrand uścisnął pośpiesznie rękę pułkownika i zawrócił do komnaty cesarskiej.
Oficer zapatrzył się smutnie na oddrzwia, poza któremi zniknął marszałek i zapadł w nieruchomą postawę.
Oficer ten zdawał się ani nie myśleć, ani nie czuć nic, ani nie doznawać bodaj zmęczenia bezwłaną swą pozycją, ani nie wiedzieć, że w galerji ukazało się kilka naraz generalskich mundurów, które ciekawie ku pułkownikowi zwracać się zaczęły.
Dopiero, gdy młody generał dywizji, podszedł tuż do pułkownika, a zagadnął go po koleżeńsku, czyby to on właśnie wiadomości z Hamburga przywiózł, pułkownik ocknął się.
— Tak, generale, z Hamburga!
— Pozwól-że się poznać, pułkowniku! Jestem Ornano!
Pułkownik podniósł oczy na generała, lecz w tejże chwili generał za rękę go chwycił.
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/357
Ta strona została przepisana.