Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/38

Ta strona została przepisana.

Duroc odzyskał panowanie nad sobą.
— Niesłusznie pani obniżasz obronność fortecy ulmskiej!
— Zaznaczam tylko szybkość kapitulacji!
— Wobec przewagi naszej! Zapomina pani, że są forteczki, które daremnie chciałyby mieć okazję do poddania się!... Daremnie, bo nikt na nie uwagi nie zwraca!
Anetka poczerwieniała.
— Chciał pan powiedzieć, że nie dają do siebie przystępu!
— Przeciwnie! Tylko, że gdy dla zagarnięcia takiego Ulmu potrzeba nielada sił, nielada wodza — z taką fortęczką nawet dałby sobie radę choćby, naprzykład, adjutant księcia Bergu... pan de Flahaut!...
Na ten śmiały zwrot Duroca, Anetka zmieszała się, straciła grunt pod nogami. Przymówka była za wyraźna, zanadto dotykalna. Marszałek przybrał tymczasem swą zwykłą dworską uprzejmość i skierował bezpowrotnie rozmowę na inny przedmiot.
Z rozmowy tej atoli koncept o fortecy ulmskiej został, obiegł gości pani de Vauban i wydostał się na miasto.
Nad wieczorem salony pani de Vauban zaczęły się opróżniać, towarzystwo żegnało się, aby za kilka godzin spotkać się na galowem przedstawieniu w teatrze.
Pani Moszyńska z Fryną, po zamienieniu niezliczonej ilości uścisków i pożegnalnych wynurzeń, pozostały nareszcie same.
Fryne rzuciła się niedbale na kanapkę w rogu buduaru i westchnęła.
Pani Moszyńska skrzywiła się.
— Trzeba zawiadomić Vaubankę, już pewno nikt nie nadejdzie...
— Jak pani uważa! Jestem wyczerpana!... Już mi słów brakło... tyle godzin powtarzać jedno i toż samo!... O niczem