Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/386

Ta strona została przepisana.

— Daruj, pułkowniku, lecz nie wiem, czemu mam przypisać!...
— Obowiązek mój, wasza cesarska mość!...
— Za kogóż mnie pan bierze!... Zdaje ci się widocznie, że jestem co najmniej królową neapolitańską!...
— To jest... istotnie!... — jąkał zbity z tropu komisarz.
— A równocześnie nie poznajesz pan znajomych!
— Doprawdy — właśnie najjaśniejszy pan...
— Pozwól, pułkowniku, że zadzwonię o świecznik, inaczej, jak widzę, nawet nie przypomnisz sobie minjatury, która kilka lat temu zginęła pewnej osobie w przejeździe przez Wiedeń!...
Pułkownik oniemiał na razie. Dama zadzwoniła na służbę.
Dopiero, kiedy po małej chwili wniesiono światło, Campbell spostrzegł swój błąd, lecz w tem większą jeszcze wpadł konfuzję.
— Witam pana! Czy tak się zmieniłam?...
— Pani szambelanowa! Pani Walewska!...
— Chyba teraz nie wątpisz!?...
— Więc to pani, pani wczoraj!?...
— O mało co nie stałam się zdobyczą pańskich ziomków!
— Co za nierozwaga! Co za śmiałość! Ach, gdyby pani uprzedziła mnie słowem, to przecież...
— Nie chciałam pana narażać...
— A jednak... sprawiłoby mi to niekłamaną...
— Nadto, nie sądziłam, abyś pan pamiętał! Przed chwilą miałam dowód oczywisty, jak łatwo wziąłeś mnie za kogo innego!
— Pani szambelanowo! Powiedziano mi, że cesarzowa Marja Ludwika przyjechała z synem — a cesarz nie wyprowadził mnie z błędu... lecz, że pamiętałem, oto dowód!
Campbell sięgnął w zanadrze mundura i wyjął minjaturę.