— Ta mnie nie opuszcza!
Pani Walewska zapłoniła się.
— Powinnabym zażądać zwrotu jej... Posiadłeś ją pan bez mojej wiedzy!
— Przyznaję, pani szambelanowo! Lecz przysięgam, że nikt jej prócz mnie nie oglądał!...
— To nie zmienia rzeczy!
— Bardzo! Minjatura zginęła, zbyt małą wartość przedstawia ona dla pani, aby się o nią troszczyć, a zbyt wielką dla mnie, bym mógł ją utracić!
— Lubi pan malowidła?
— O ile przedstawiają...
— Więc pan tu, na Elbie, zajmuje stanowisko? — przerwała pośpiesznie pani Walewska.
— Tak jest — a pani?!
— Ja?! Wolałabym być na pańskiem miejscu!...
— Nie rozumiem!
— Trudno w kilku słowach wyłożyć, a tak jest przecież! Cha! A więc wypada mi tylko przeprosić cię, pułkowniku, za zawód, który cię spotkał...
— Oby taki nie omijał mnie nigdy! — odrzekł gorąco Campbell.
— Dziękuję za łaskawość!
— Czy pani pozwoli mieć nadzieję złożenia...
— Niestety, pułkowniku, wątpię, czy na Elbie!...
— Pani nie zostanie? Pani odjeżdża?!
— Prawdopodobnie! — przytwierdziła szambelanowa z gorzkim uśmiechem. — Tak się tu wszyscy spodziewali najjaśniejszej pani, że muszę się obawiać, czy każdy równie dworsko przyjąłby rozczarowanie, jak pan...
Campbell poczerwieniał i do ręki pani Walewskiej się schylił.
— Dwoma wręcz przeciwnemi uczuciami odpowiadam
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/387
Ta strona została przepisana.