— Marie! — mówiła z przekonaniem księżna Jabłonowska. — Zastanów się, rozważ dobrze i nie imaginuj sobie, aby mną tu rachuby jakieś kierowały!... Hercauem nie godzi się gardzić, ani jego deklaracji zbyt obcesowo odrzucać! Miał się zawsze ku tobie, na chwilę nie słabł w sentymencie — jest, prawda, nieco za stateczny, ale gdzie kogoś lepszego znajdziesz!!?
— Nie szukam nikogo! — odrzekła spokojnie pani Walewska.
— Nie szukasz! Moje dziecko, kiedy tobie niewolno nawet nie szukać!... Zawsze lekceważyłaś sobie moje rady, nie ufałaś przewidywaniom, ale teraz, chyba widzisz sama, na co ci zeszło! Ty — Walewska — pokutujesz tu, w Leodium, i ledwie stać cię na życie ubogiej mieszczki!... Może się łudzisz, że ci wrócą bodaj pałacyk na ulicy de la Victoire? Powiadam ci, wszystko próżno i darmo! Obleciałam cały Paryż, myślałam, że trafię do hrabiego d’Artois — nic! ani ust roztworzyć, ani myśli, żeby ci pozwolono w Paryżu zamieszkać!... Ostatnia twoja podróż na Elbę do reszty zniweczyła zabiegi! Darować sobie nie mogę, że mnie przy tobie nie było, nigdybym nie dopuściła do tej nierozsądnej wyprawy!
— Stało się!
— I stało się najgorzej! Pół roku choroby i spalenie mostów za sobą! A pan de Périgord chciał, pamiętał i szukał tylko sposobności, aby królowi szepnąć słówko o tobie! Elba zrujnowała najlepsze intencje Talleyranda! Pan de la Bouillerie nic nie może zrobić, ani nadziei, żeby bodaj majorat Olesia odzyskać...
— Nie liczyłam wcale na to!
— Prawda, cóż dla ciebie przyszłość syna!
Pani Walewska poruszyła się niecierpliwie.
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/407
Ta strona została przepisana.
XIV.