czył mem staraniem, mą troską, wzamian pozwól, bym synowi twemu zastąpił ojca, bym mógł was oboje kochać...
Szambelanowa poruszyła wargami, głos jej zdawał się być szmerem wierzby, zapatrzonej w toń jeziora, a targniętej za rozpłakane warkocze przez niespodziewany wiew zefiru.
— I cóż ci powiem, drogi przyjacielu!?... Małoż mimowolnej wyrządziłam ci krzywdy?! Mamże prawo w obliczu Boga stanąć i ślubować ci miłość?! Mamże fałszywym dźwiękiem odpowiedzieć na twe serdeczne wyznania, mamże smutek swój sprząc z twojem życiem?... Przed tobą otworem wszystko jeszcze!
— A tem wszystkiem mojem ty jedna!
— Nadto znam twą szlachetność, nadto szanuję cię, abym nie miała rzec prawdy...
— Więc kochasz go?!
— Czy kocham?! Nie wiem, jeno tę żywię świadomość, że dźwigam w sobie gruzy, które już nie wzniosą się nigdy, ale i na których już i żadnego gmachu nowego wznieśćbym nie zdołała!...
— Ja też niczego nie żądam, nie ważę się śnić o twej dla mnie miłości! Pragnę tylko, aby mi wolno było cię kochać, abym mógł cię wyznać przed ludźmi...
— Żądasz dziś przyjaźni, spodziewając się, że jutro przyniesie ci nowy promień uczucia!... A ja niczego więcej nad przyjaźń i tylko przyjaźń nie mam dla ciebie generale!... Nie ustanie ona zapewne nigdy, — lecz się nie przeistoczy!
— Najcięższe przyjmuję warunki — byle z tobą, byle przy tobie!!
— Niech więc będzie jak pragniesz!
Twarz Ornana rozjaśniło szczęście.
— Boże — Boże! Więc to prawda!? Więc wysłuchałaś mnie? Więc pozwalasz mi się miłować!?... Więc to nie sen!?...
— Nie wstydź mnie, generale — powstań!
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/416
Ta strona została przepisana.