zamigotała, usłała wszystkie swoje zakamarki. Przez chwilę zdało się, że od światełek tych znów strop zapali się niebieski, bo aż czarna płachta chmur poczerwieniała ponad Paryżem... Lecz walka trwała krótko — światełka zaczęły mrugać, gasnąć, zczezać... Paryż milkł, głuchł, pustoszał, do kominków się tulił, do snu się układał, a może w dumę zapadał, może nadsłuchiwał, iżali z po za mórz nie dojdzie go zgrzyt kruszonych łańcuchów!
Dwa lata już minęło, gdy Francja zażywała pełni upragnionego pokoju, od dwóch lat Bourboni pracowali nad starciem z jej oblicza ćwierćwiekowych rządów samowoli... od dwóch lat atlantycka wyspa przykuła do swych zimnych skał tego, który posadami tronów śmiał targać, a po berło króla królów sięgnąć, od dwóch lat starano się wmawiać w siebie, że genjusz wieków był rozbójnikiem, że potężny Cezar ledwie zasługiwał na miano ambitnego oficerzyny, że ten, przed którym płaszczono się wczoraj, nie wart był nawet zbytniej pogardy, — od dwóch lat wysilano się nad dowodzeniem, że historja nie była historją!...
Paryż pracował tu usilnie, — Paryż z całym zapałem przed liljami głowę chylił, a orły cesarskie zdzierał, niszczył, — Paryż najgoręcej o odrodzeniu mówił, — Paryż drwił i zdawał się nie czuć, że drwi z samego siebie!... Tak upływały dnie... Lecz gdy noc zapadła, gdy myśl rozkołysana ciszą w dal mknąć zaczynała, gdy wspomnienie w senne stroiły się mary, wówczas ten sam Paryż znów snuł dzieje Austerlitzu, znów oglądał się kędy stukotały kule weteranów, kędy krwawa wstęga legji zdobiła pierś, kędy chropowaty głos wróżył powrót dawnej mocy, chwały, a przepowiadał odwet za pogrom, za Waterloo, za cesarza! I ten sam Paryż o Marengo roił, Arcôlem i Abukirem oddychał, równiny Wagramu przebiegał i tęsknił za hukiem armat, za odzewem bębnów, za marsowemi okrzykami dzieciuchów i łzami stroił
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/419
Ta strona została przepisana.