— Kto?! A, to pani... nie poznałam!...
— Jakżem szczęśliwa, że mogę być przy tobie... rwałam się od samego rana... nie pozwolili!... Tyle przytem było dziś gości!... Ale, pani pozwoli mi tu zostać?!...
Pani Walewska kiwnęła ociężale głową.
— Dziękuję pani stokrotnie! Jestem dumna z tego! Ale, dlaczego pani taka smutna... Ach, gdybym ja była na miejscu pani... to sama nie wiem!...
Szambelanowa pochyliła głowę.
— Zdaje się pani!
— Jestem pewna! Pomyśleć tylko!... Wszyscy, wszyscy tylko o pani mówią, tylko nią się zajmują... Na własne uszy słyszałam, ileżby dali przed chwilą, żeby cię zobaczyć... żeby... bodaj spojrzeć!... A przytem boją się, drżą... czy zechcesz być dla nich łaskawą, czy raczysz zaszczycić ich uśmiechem!... Słowo daję! Ale pani się nie gniewa na mnie?... Prawda?
— Nie, nie gniewam, tylko proszę, nie mów pani do mnie w ten sposób...
Fryna pokiwała domyślnie głową.
— Rozumiem, jak ja to rozumiem doskonale! Ze mną było to samo zupełnie!... Pamiętam, gdym wróciła z pierwszej schadzki z Pepim... Byłam tak wzruszona, bardzo wzruszona!
— Pani kochasz zawsze księcia?!...
— Sarna nie wiem — chociaż, tak, z największą pewnością!... Tylko jest mi — coprawda — przykro. Pani wie, on taki bywa dziwny! Naraził się już marszałkowi Davoust, zdradził się przed Muratem ze swoich niechęci do cesarza, i teraz niewiadomo... Podobno odsuną go od wszystkiego, nie dopuszczą! A to boli, bardzo boli!... Przytem, już powiem pani całą prawdę... jest, od czasu wejścia Francuzów, zupełnie innym człowiekiem! Zamyślony, albo ironicznie drwią-
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/43
Ta strona została przepisana.