cy!... Dawniej miał humor, miał pomysły niezrównanego dowcipu, całe miasto uważało go za wyrocznię tonu, a dziś, pani rozumie, jakby nie ten sam! Nawet Henrjetka narzeka, która nawykła mu wszystko przebaczać!... Ach, a to takie przykre... takie przykre...
Fryna mówiła w ten sposób długo, roztaczała przed panią Walewską cały obraz swych zawodów, a niespełnionych nadziei i z coraz większem przekonaniem wyrażała swe zachwyty nad godnymi zazdrości sukcesami szambelanowej.
Pani Walewska próbowała uniknąć i natrętnych uwag i pytań Fryny, lecz ta, mimo nieustannego zapewniania, że nie śmie dotykać niemiłego dla szambelanowej przedmiotu, że gotowaby raczej umrzeć, niż zadrasnąć tak dobrą i piękną istotę, że wogóle nie jest ciekawą i że pojmuje jej usposobienie, ciągle wracała do tej samej materji.
Szambelanowa traciła już cierpliwość, gdy gadatliwość Fryny przerwało wejście kamerdynera z wiadomością, że przyniesiono pudła dla pani Walewskiej i z zapytaniem, czy je można wnieść do komnaty.
Szambelanowa dała przyzwolenie, sądząc, że to z domu przysłano jej jakieś mogące się jej przydać przedmioty.
Skrzynki wniesiono, ustawiono w rogu komnaty i wręczono pani Walewskiej klucz w zapieczętowanej kopercie.
Szambelanowej na widok skrzynek ścisnęło się serce. Przysłał je Anastazy — bezwątpienia, on! Sam, jak mówiła hrabina, chory... pamiętał o niej, dbał... Od rana prawie dowiadywał się o jej zdrowie, całą gotowalnię jej już kazał przynieść. Corvisarta do niej wyprawił!... A ona nawet nie ma odwagi spojrzeć w oczy mężowi... Za nic nie stanęłaby przed nim teraz... obawiałaby się ust otworzyć! Vaubanka ją ocaliła, upozorowała wszystko, wytłumaczyła mu, przekonała, że musi zostać u niej, pod Blachą, lecz prędzej czy później spotkanie nastąpi!...
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/44
Ta strona została przepisana.