ska uniosła się na fotelu. Czosnowska próbowała ratować sytuację.
— Szambelanowa jest cierpiąca, właściwie kamerdyner przez pomyłkę tylko!...
— Nie będę śmiał trudzić waszmość pani zbyt długą rozmową! — rzekł Małachowski, zwracając się do pani Walewskiej.
— Jednakże, panie marszałku! — protestowała Fryna.
Małachowski zmarszczył się.
— Racz waćpani nie mieszać się i pozostawić nas samych!
Czosnowska stropiła się tą stanowczością i spojrzała pytająco ku szambelanowej.
Pani Walewska skinęła przyzwalająco głową.
Fryna wyszła.
Małachowski przysunął krzesło do fotela szambelanowej, usiadł i po chwili milczenia ozwał się poważnie.
— Waszmość pani za złe nie poczytuj mi tego najścia!... W tak ważnym momencie trudno zważać na światowe zwyczaje!... Od rana paliła mnie gorączka widzenia się z waszmość panią!... Krążące po mieście wieści potęgowały niecierpliwość! Nie chciano mnie tu nawet do kamerdynera wpuścić; gdyby nie Poniatowski, nie zdołałbym bodaj ci się zameldować! Słusznie sobie poczynasz, bardzo słusznie! Lepiej unikać ciżby, lepiej!
Marszałek umilkł, jakby czekając na odpowiedź pani Walewskiej.
Wielkie, szare, a dobrotliwe oczy marszałka zwróciły się do szambelanowej.
Pani Walewska siedziała bez ruchu, zapatrzona w dal komnaty.
— Przyszedłem, spodziewając się, że masz mi coś do powiedzenia?!... A może to plotki?... Może nie byłaś wczoraj...
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/51
Ta strona została przepisana.