nek z klejnotami, zaczęła rwać misterne puzderka, szarpać kolje, siać perły i drogie kamienie po podłodze, a kaleczyć sobie ostrymi złomami ręce. Jakaś żądza niszczenia nurtowała panią Walewskę, wstrząsała każdym jej nerwem. Gdy w skrzynkach nie stało klejnotów, jęła drzeć na sobie samej jedwabny szlafrok, zaciskać palce na własnych rękach, targać swe bujne sploty włosów, pręgami krwawemi znaczyć swe ciało.
Szambelanowa zdawała się szukać bólu — bólu dorównującego bólowi duszy, który ją przenikał, który palił w każdem tętnie, który wpijał się pazurami w jej mózg i ssał go.
Po tym paroksyzmie nastąpiło zwolna odrętwienie, znieczulenie, nieświadomość tego, co się wokół niej dzieje. I widziała pani Walewska tuż ponad sobą wystraszoną twarz Fryny, słyszała jej głos, czuła dotknięcie jej miękkich, ciepłych rąk, rozróżniała w półcieniu komnaty sylwetki snujących się gorączkowo służebnych, a nie umiała zdać sobie sprawy z tych czynności.
Co mówiła do niej Czosnowska, dlaczego służebne czeszą ją, dlaczego przebierają, skąd na szyi ma zawieszony ten medaljon ze skrzynki, były to pytania których szambelanowa rozwiązać nie umiała.
Dopiero gdy zamieszanie dokoła niej ustało a cisza głęboka ozwała się w jej uszach echem miarowego łomotu pulsów, pani Walewska ocknęła się. Powiodła ręką po twarzyczce i natrafiła na niezaschłe ślady łez.
Płakała!? Prawda, był marszałek! Lecz przecież nie płakała. Nie miała czego. Zachowała się, jak dziecko. Niepotrzebnie do takich doprowadziła go wywodów. Należało odrazu zasklepić się w sobie, z niczem nie zdradzić! Co Małachowskiemu, co im wszystkim do niej! Sama zostać musi ze swoim bólem, z tą goryczą, z rozczarowaniem! Boć tak, mimo całą walkę wewnętrzną, mimo głos rozsądku, sumienia, w so-
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/58
Ta strona została przepisana.