bie samej czuła wyrosłe nagle pragnienie. Pragnienie zawrotne, niedosięgłe pragnienie! Sama dała mu się pociągnąć, uległa nierozważnie. Popełniła występek wielki, nieprzeliczalny! Tak ją kusili, tyle przed jej oczyma rozkładali obrazów, taką wróżyli przyszłość. Broniła się, lecz nieszczerze, nie tak, jak mogła, jak była powinna. Jej obowiązkiem było dolą własną się przejąć, uchylić się, niemoc przed sobą zeznać! I ona ważyła się, ona się porwała, chciała drogę zagrodzić jemu! Podeptał ją, rzucił w oczy tą garścią klejnotów i zapomniał dzisiaj, że jedno życie złamał, jedno istnienie potargał.
Pani Walewska się wzdrygnęła.
A przecież ona wyobrażała go sobie inaczej, sądziła innym! Podeptał ją, zelżył, nawet nie chciał uszanować tego pięknego portretu własnego, który ona w sercu swem najwznioślejszemi myślami wyryła, z którym kryła się, a który czciła każdą kroplą krwi... Toć lata całe rósł w jej pojęciu ten wódz wspaniały, ten ludów generał, lata całe szły ku niej fantastyczne powieści legendowym wieńcem go stroiły, tęczowemi spowijały mgłami. Lata całe w ojcowskim dworku słyszała wymawiane imię Napoleona ze czcią, z zasłuchaniem w ciszę zimowych wieczorów, w trzask dogasających głowni na kominku. Lata całe z ust postaci wynędzniałych, szmatami ledwie okrytych, postaci, których ostatek dogasającego życia tlał już tylko w bruzdami zaoranych oczodołach, postaci jawiących się, jak widma z nocnej pomroki, tulących się nieśmiało do ogniska i znów w cieniu ginących, z ust tych mar brała bonapartowe zawołania, bonapartowskich czynów relacje, bonapartowego blasku łuny. Lata całe zeszły zanim w jej pojęciu Bonaparte stężał, zanim się wcielił w postać genjuszu, zanim posągiem się stał. Aż przyszła godzina nieubłaganej prawdy, strasznego poznania!... Czemuż przyszła, czemuż wydarła z niej tyle piękna, tyle omamienia?
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/59
Ta strona została przepisana.