— Sobie, nie mnie dziękuj, mości poruczniku! — odparł pułkownik, wyciągając rękę do Łączyńskiego. — Spełniłem miłą powinność! Generałowi ledwie wspomniałem, a on samego Giełguda do ułożenia aryngi nakłonił! No, teraz można ci szluf powinszować! Raport dziś odsyłamy do głównej kwatery! Jak dobrze pójdzie, za dwa tygodnie będziesz miał nominację od wice-konetabla!
— Panu pułkownikowi ją będę zawdzięczał!
— No — no! Pamiętaj poruczniku, że to pierwsza nagroda! Ludzi będzie potrzeba, oficerów zdolnych brak, rok nie wyjdzie, a i majorstwo cię dojdzie! Na długą kampanję się zaniosło!...
— A jakże generał!? — zagadnął Kąsinowski.
Pułkownik westchnął i trzymany papier Chłusowiczowi podał.
— Doręcz waćpan z łaski swojej ten papier Pakoszowi! A potem zobacz kolej ordynansową, kurjer pewnie na noc ruszy!... I dotrzyj później do placówek. Lipski z pościgu powinienby już być, może języka przywiezie, to przyprowadź do raportu!
Chłusowicz zwinął trzymaną derę, na postronku, na plecach zawiesił i do chaty zajmowanej przez sztab, podążył.
Pułkownik zaś zwrócił się do Kąsinowskiego:
— Chodź do mnie, majorze! Lepszą podobno mam kwaterę od ciebie, bo w chałupie obok pogorzeliska — a tak ci od niego jeszcze żar bije, że odrazu się zagrzejesz! Ba, i posilisz się, bo mój Wojtuś cały worek krup zdobył na nieprzyjacielu! Mości Łączyński, proszę waćpana z nami.
Pułkownik skręcił na prawo i powiódł majora i porucznika do napoły rozwalonej chałupy, cudem ocalałej z bitewnej pożogi. Tu przemyślny, a w legji jeszcze znany wszystkim Wojtuś, czekał z garnkiem krupniku.
Pułkownik zasiadł w kącie izby, na ławie, kędy zatknięta
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/71
Ta strona została przepisana.