— Acan zważaj na przyszłość, aby od waszeci nie zażądano porachunku za to samo, o co sam na podwładnych skargi wnosisz!
— Ach, panie pułkowniku! — wmieszał się Łączyński, którego mina Krukowieckiego szczerze ubawiła — darujże kapitanowi, gwarantuję, że jeno niższym od siebie lubi swoimi akselbantaini imponować!
— Skoro jest to wolą pana pułkownika! — odrzekł Cedrowski z ukłonem i zawrócił ku wyjściu za Łączyńskim.
Gdy znaleźli się obaj w sieni, Cedrowski przystanął nagle i rzucił się na szyję Łączyńskiemu.
— Przebacz mi waszmość! Życzenia serdeczne moje bierz i zapomnij tej chwili tam, u Gielguda!
— Mości pułkowniku! Jakto? Co?! — pytał Łączyński, odpowiadając niepewnie na ten niezrozumiały dlań wybuch serdeczności.
Cedrowski otrząsnął się i splunął z obrzydzeniem.
— Tfy! Widzisz waszmość, bo kiedy dowiedziałem się o tych zaszczytach, które na ciebie padły, to tfy, zazdrość mną szarpnęła, a myśl przyszła, że juści nie lada kto musiał instancję za tobą wnosić i chyba jęzora sobie ugadał! No i, już ci się przyznam, nikczemna mnie chwyciła złość! Tfy! Natura ludzka zgoła! Dopiero gdyś raz i drugi waćpan zagadał, to wstyd mnie zdjął!... Mówię ci to do oczu, bom samemu sobie zbrzydł! Panie Pawle, przebaczcie, rękę mi dajcie i przyjacielem mi bądźcie! Ani myślę, żeby z nas godniejszego można było wybrać! Niech was uściskam! Pioruny! Generałaś wart!
— Bóg zapłać za serdeczne słowo!
Cedrowski poweselał.
— Aż lżej, gdy się człowiek z mizeractwa takiego spowi! Toć dla mnie honor mały, w głównym sztabie, pułkownikiem
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/80
Ta strona została przepisana.