Strona:Wacław Gąsiorowski - Rok 1809 t2.djvu/207

Ta strona została przepisana.

— En avant! En avant! — zakrzyknęli następujący za niewolnikami żołnierze.
Pochód ruszył. Bębny warczały coraz ciszej, coraz słabiej, aż hen zlały się w szepcie z poszumem zefirów.
Na kamieniu przydrożnym siedział Naczelnik i ścigał wzrokiem mgły horyzontu, jakby wzgórza chciał przejrzeć. Wreszcie odetchnął ciężko, otarł pot z czoła, sięgnął w zanadrze, wyciągnął starannie złożony arkusz, rozwinął i zaczął czytać, lecz na oczy mu zasłony padły, litery migały się, nikły, jeden tylko napis u góry, wykrętasami zdobny, bił, odrzynał się wyraźnie.
Naczelnik długo się weń wpatrywał i odczytał w głos:
— „Rozkaz dzienny" — zaczem głowę zwiesił i szepnął do siebie: — To był ostatni rozkaz!...

Paryż, w grudniu 1902.

KONIEC.