Strona:Wacław Gąsiorowski - Zginęła głupota!.pdf/166

Ta strona została uwierzytelniona.

Światowidzki odwrócił się i ujrzał przed sobą skulonego żyda w długim chałacie, gładzącego swą małą, rudą bródkę i uśmiechającego się doń przyjaźnie. Hilary, zaskoczony znienacka, nie mógł się zdobyć na razie na odpowiedź, a żydek tymczasem ciągnął dalej.
— Aj waj, Herschele! Jaki się z ciebie wielki człowiek zrobił... Cały pan! Ty nie poznajesz rudego Jojny? Przecież myśmy razem mieszkali u Kleinstokowej... Możeś ty zapomniał stare Bajle?... Una ciebie pamięta. Jak może zapomnieć?... taki dżedżyc jadł z nami łokszynę i przy szabasie siedział. To przecież jest hunor! Bardzo duży hunor...
Hilary, początkowo stropiony, opanował już pierwsze wrażenie, i mierząc z góry uśmiechającego się ciągle Jojnę, zapytał wyniośle, sięgając do kieszeni:
— Więc czego chcesz?
— Czego ja mam chcieć? Ja się cieszę, Herschele, żeś ty mnie sobie przypomniał. Niech tobie będzie na zdrowie. Zmieniłeś się bardzo, wyglądasz jak goj... ale to trudno, tobie przecie cycełe i chałat już nie pasują.
— Dziękuję, dziękuję i macie tu... — przerwał Światowidzki, wtykając kilkorublowy banknot w rękę Jojny i pragnąc coprędzej uwolnić