Strona:Wacław Gąsiorowski - Zginęła głupota!.pdf/229

Ta strona została uwierzytelniona.

— A co? Tjudno! Jak jest jyzyko, to już jest.
Pomimo uwag Wieszkowskiego, Hilarego dręczyła jakaś zmora, gnębił dziwny, nieokreślony niepokój. Wiec jeszcze cały dzień niepewności. Dzień — to wiek prawie.
Gdyby tylko wszystko poszło dobrze, gdyby to pierwsze pół miliona dostać! Stanąłby od razu na pewniejszym gruncie, co pilniejsze należności załatwiłoby się i kredytby wzrósł. Nawet dalsze roboty poleciłby już Wieszkowskiemu wykonywać staranniej, sumienniej, choćby dlatego, że i spokój moralny jest coś wart. Dużo wart!
Aby go mieć w tej chwili, Hilary gotówby był dużo dać i nawet nie jeden tysiąc bez szemrania oddać. Niestety! Dnia tego, jakby na złość, wszystko się uwzięło na Światowidzkiego.
Po południu lokaj zameldował Łamkowskiego. Prezes wzruszył ramionami, i przerzucając machinalnie wykazy obrachunkowe robót kanalizacyjnych, wycedził wyniośle:
— Powiedz panu Łamkowskiemu, że jestem dzisiaj zajęty. Kiedy indziej.
— Kiedy... bo mówił o bardzo ważnym...
— Powiedziałem!..