Strona:Wacław Gąsiorowski - Zginęła głupota!.pdf/233

Ta strona została uwierzytelniona.

Poszedł.
Światowidzki tymczasem, pozostawiwszy w gabinecie Łamkowskiego, już w następnym pokoju osłabł. Rzucił się wyczerpany na kanapę i twarz ukrył w dłoniach.
— Jakie to piekielne! — myślał — bezlitośne, gnębiące! Taka niepewność! Ach, myśl! gdybyć nie ta dręcząca myśl: co będzie jutro?
Najgorsza rzeczywistość takby go nie wyczerpała. Przynajmniej cośby przedsięwziął, coś postanowił. A tu nic. Czekaj i męcz się.
Światowidzki, dla rozerwania się, zapowiedział, że będzie jadł kolacyę w saloniku Toli.
Siedząc naprzeciwko miss Ketty, prezes próbował żartować z niej i przekomarzać się, ale rozmowa się nie kleiła. Po kolacyi Tola odciągnęła ojca na stronę.
Papo — rzekła, — doprawdy, nie pojmuję takiego lekceważenia. Wyobraź sobie, dziś rano posłałam do kasyera po pięćdziesiąt rubli, aby módz uiścić zwykłą kwartalną moją składkę na rzecz szwalni i schroniska dla sług, a kasyer odmówił, bo, powiada, niema dyspozycyi. To śmieszne! Wszak pamiętasz, papo, że sam wydałeś rozporządzenie, aby otworzono mi stałe conto do dwóch tysięcy miesięcznie!... Drobna rzecz, choć nieprzyjemna, bo z zarządu schroni-