Strona:Wacław Gąsiorowski - Zginęła głupota!.pdf/257

Ta strona została uwierzytelniona.

wyleczyć Hilarego. Gdy zatem do nalegań Stanisława przyłączyła się Tola, ex-bankier, dla świętego spokoju, dał się przebłagać i zgodził się na wycieczkę i zwiedzenie Muzeum.
Dzień był ciepły, pogodny.
Światowidzki po raz pierwszy od trzech miesięcy wyszedł z domu. Stanisław i Tola byli szczerze uradowani, że im się nareszcie udało dopiąć celu. Hilary szedł z nimi zimny, obojętny, ze wzrokiem apatycznie spuszczonym w ziemię. Co mu tam do tego nowomodnego świata? cóż go ci ludzie wszyscy obchodzić mogą? Idzie dla świętego spokoju, zresztą ma niekiedy wrażenie, że się znajduje w szpitalu waryatów.
Szli we troje w milczeniu. Naraz śród odświętnego natłoku ktoś mocniej trącił Hilarego. Podniósł oczy, obejrzał się i osłupiał. Zobaczył Morysia Pustogłowskiego, odzianego bardzo skromnie, w miękkiej, nieprasowanej koszuli, w jakiejś zgrabnej czapeczce, prowadzącego pod rękę... matkę.
Światowidzki przystanął mimowoli, głową pokręcił z niedowierzaniem i rzucił przelotnie okiem na tłum, lecz i tu czekała go niespodzianka. Fala ludzka płynęła spokojnie, poważnie, nikt nikomu w oczy nie zaglądał, nie pozwalał sobie na głośne dwuznaczniki, nie rozpychał ło-