Strona:Wacław Gąsiorowski - Zginęła głupota!.pdf/263

Ta strona została uwierzytelniona.

Światowidzkiemu zaćmiło się w oczach. Jakto? więc oni tu o wszystkiem wiedzą, nic się nie zdołało ukryć, nic ocalić?...
Jest zdemaskowanym, odkrytym zupełnie, w każdym calu swej duchowości, swych dawniejszych czynów, idei, zamiarów — to okropne!
Chciał stąd coprędzej uciec, ukryć się w jakimś zakątku świata, byleby na to okropnie szydercze widowisko nie patrzeć, — lecz nagle coś jakby go do ziemi przykuło. Ze ściany spoglądała na niego uśmiechnięta złośliwie twarz rudego Jojny, smutnie wykrzywione oblicze Kleinstockowej, zerkającej nieśmiało na reb Arona, wspartego na ramieniu Zyzia Naiwnego. Im dłużej tu stał, tem więcej znajdował znajomych twarzy i przedmiotów. Była to kolekcya zebrana z nieubłaganą wytrwałością, z lodowatą logiką. Hilary wsparł się o balustradę, okalającą oddział. Ciepełko pierwszy przerwał milczenie, nachylił się do ucha ex-bankiera i zaczął szeptać swym piskliwym głosem:
— Panie Hilary! Panie Hilary! Złoty panie, prawdopodobnie pan zauważył już brak kopii pańskiego świadectwa dojrzałości, zakupionego ongi przez złotego pana. Ale cóż, dopiero czynimy poszukiwania; gdyby pan jednakże chciał nam przyjść z pomocą, bylibyśmy mu nieskoń-