Strona:Wacław Gąsiorowski - Zginęła głupota!.pdf/45

Ta strona została uwierzytelniona.

szczeniem lichtarzy. Służąca, zobaczywszy Hilarego, podała mu palto.
Bankier obejrzał się dokoła, i dając suty napiwek służącej, zapytał niby od niechcenia:
— Powiedz mi, moje dziecko... cóż to? nie macie już lokai?...
— Owszem, jest jeden, ale ten sprząta w tej chwili pokoje młodszego pana.
— A gdzież reszta?
— Reszta wyjechała do Jaworowa na dozorców przy rozpoczętej budowie cukrowni. Tu nie mieli co do roboty, wałęsali się od świtu do nocy, więc pan starszy wypowiedział im rano naukę moralną i wyprawił ich wszystkich na wieś.
— Aha!... to... bardzo dobrze! Bądź zdrowa!
Pan Hilary, wsiadając do powozu, spojrzał raz jeszcze na dom książąt Tomkiewiczów.
— Pyszna struktura! — mruknął — może to się jeszcze kupi. Tak, przyszła kreska na Matyska. A jeszcze dzisiaj dałbym sobie głowę uciąć, że Tomkiewicze będą dłużej wegetowali. Pańskie dziady! Ruina, ruina i ostateczna ruina.
— Jedź do domu! — rzucił stangretowi.
— A zatem Tomkiewicze już się wyprzedają i nawet usuwają się z życia towarzyskiego; ale co to za wyrafinowana duma siedzi, co za walka o pozory! Niezręcznie tylko stawiają kwestyę.