Strona:Wacław Gąsiorowski - Zginęła głupota!.pdf/78

Ta strona została uwierzytelniona.

— Aa! Tak! Ja bo... wypadkowo, miałem interes w parafii o metrykę syna...
— Wie radca — rozpoczął z cicha Hilary, wskazując na szczupły orszak żałobny, ustawiający się zwolna poza parokonnym karawanem, — mogli byli nieboszczce porządniejszy pogrzeb wyprawić!...
— Ee! Proszę pana. A cóż temu pogrzebowi brakuje? Krzyż jest, modlitwa jest, trumna, grób... Ot, byle w sercach pamięć o niej pozostała!!...
— Być może! W każdym razie orszak nie bardzo liczny...
— Co tam orszak! Są blizcy, więc i dosyć. Obcy nie przyszli, bo należało uszanować cudzą boleść... Nie mogą płakać, jako obcy, więc po cóż będą rodzinie w oczy zaglądać!!... Chciałbyś pan widzieć setki gapiów, robiących sobie z cudzej boleści widowisko!?...
— Ma radca słuszność; chociaż w naszych stosunkach jest to niebywała rozwaga, czy zastanowienie!... Ale, przyznam się radcy, że gdy patrzę na trumnę i prócz jedynego wieńca mojego nie dostrzegam ani kwiatka...
— Phi! Nie wiedziałem, żeś prezes taki poeta! Na cóż wieńce? Kaltowa była dobrą, zacną osobą, lecz i na tem koniec. Gdzież tytuł