Strona:Wacław Gąsiorowski - Zginęła głupota!.pdf/94

Ta strona została uwierzytelniona.

widzki chronił się przed śmiesznością, szanował się, i tam, gdzie Papenkleinerowi otwierał drzwi bezwstyd i bezczelność, on wchodził z głową podniesioną, nie zdradziwszy się nigdy. Ileż starań i zabiegów zużył na dobranie właściwych kluczy!... Dzisiaj ten znienawidzony Papenkleiner wyciągnął pierwszy doń rękę, szukając widocznie punktu oparcia, podpory... Wstyd wyznać, ale Światowidzki przyjął sojusz skwapliwie, bo dokoła siebie spostrzegał jakąś niezrozumiałą reakcyę, jakiś początek przewrotu. Jeżeli nawet taki syndykat, owoc całorocznej pracy i zabiegów, pomysł idealnie skombinowany, interes pewny... podlegał ogólnej krytyce... to chyba już świat się kończy!
Przecież potrzeba było Hilaremu tylko ostatniego strzału, a nowy świetny «geszeft» stanąłby od razu na nogi. Tymczasem zabrakło prochu... Papenkleiner, którego dawniej nie miał zamiaru zapraszać do uczty, ramionami wzrusza, nie chce słyszeć o syndykacie; nawet byle ciura dziennikarski wręcz się śmieje!... Oni bali się czegoś, w syndykacie widzieli wprost niebezpieczeństwo! Zabawna historya! I... i... ten Liński zawiódł!..
Światowidzki zmierzał zwolna ku domowi — poważny, zamyślony. W głowie swej widział je-