Uporawszy się z tem, gdy pokojówka już odeszła, opadła na fotel i, skrzyżowawszy ręce za głową, trwała tak przez chwilę w milczeniu, nie zwracając, zda się, żadnej uwagi na obecnych.
Pani Athow pierwsza przerwała długą chwilę milczenia.
Zsunąwszy wieczorowy płaszcz z ramion i rzuciwszy go zdenerwowanym nieco ruchem na kozetkę, usiadła obok Amy, zapalając cieniutkiego papierosa, który wyjęła z miniaturowej papierośnicy.
— Wiesz, Amy... muszę ci zrobić zarzut, że pozwalasz swemu mężowi na takie ekstrawagancje! Wyjeżdżać tak nagle... tak łapu‑capu, bez żadnych do tego przygotowań... bez uprzedzenia, bo przecież tych paru słów, podanych przezeń telefonicznie niemal w chwili wyjazdu, nie można nazwać żadną miarą uprzedzeniem... to już jest coś takiego niesłychanego, że powinnaś przeciw temu stanowczo zaoponować! Niechaj jedzie jutro... pojutrze... nie tak po szalonemu! Ale ty, moja droga, jesteś zbyt uległa! Stanowczo! Gdyby tak mój mąż zamyślił coś podobnego... to...
Lady Devey poruszyła się żywo.
— Ach, Daisy... zapomniałam zupełnie, że i ciebie dotyczyły słowa Edwarda! Twój mąż
Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/12
Ta strona została uwierzytelniona.