wstąpi tutaj po ciebie, gdyż i on wyjeżdża również...
Pani Athow wparła w nią zdumione i przestraszone zarazem spojrzenie.
— Tak! — ciągnęła Amy. — Wyjeżdżają razem...
— Dokąd? — wyjąkała pani Athow, unosząc się z fotelu.
— No... na tę wyspę... Jakże jej tam? Aha...Jana Mayena...
Od strony fortepianu dobiegł przytłumiony śmiech. To Wyhowski śmiał się, patrząc na wylęknioną minę pani Athow.
— Okazuje się, że nietylko kuzynka jest tolerancyjną w stosunku do ekstrawagancji swego męża — śmiał się, ironizując lekko. — Takich tolerancyjnych żon znajdzie się nieco więcej!
Pani Athow ochłonęła już nieco ze wzruszenia.
— Zobaczymy! — zakrzyknęła, powstając żywo z fotelu.
— Zobaczymy co... odjazd pani męża? — drwił dalej Wyhowski, nie przestając się uśmiechać.
Stanęła przed nim, mierząc go roziskrzonym spojrzeniem.
Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.