nawet łaknących sensacji kawiarnianych polityków.
Podniósł przeto aparat w górę i poszybował dalej zaniepokojony lekko swemi przypuszczeniami, które, o ile są trafne, mogą stać się przeszkodą w zatrzymaniu się „Ptaka Nadziei” w Lizbonie.
— Mniej więcej po szóstej będziemy nad Lizboną! — rozmyślał, utkwiwszy wzrok w mapie. — O ile się okaże, że lądowanie tam nie będzie należało do rzeczy zbyt bezpiecznych, trzeba lecieć dalej! Dokąd? Port w Setubal? Niema sensu... to zbyt blizko od Lizbony i o ile to jest rewolucja, a nie na darmo przecież wszystkie statki zmykały z Oporto, to i tam mogą mieć miejsce jakieś operetkowe zamieszki.
Wiódł oczami wzdłuż linji brzegowej zatoki Setubalskiej, wypatrując portu.
Brzeg, ciągnący się dotąd równą linją, zaginał się kapryśnie, formując szereg zatok.
— Aveiro! — szepnął do siebie, odnalazłszy ten punkt na mapie. — Zaraz będziemy na wysokości Coimbry. — Niema co! — rozmyślał dalej, nie odrywając oczu od mapy. — W ostatecznym razie nie zatrzymamy się, aż w Lagos, już nad zatoką Kadyksu. To musi być cichy port... zresztą stamtąd niepełna go-
Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/136
Ta strona została skorygowana.