Hiszpan pochylił głowę w lekkim ukłonie. Moje nazwisko — don Just Agualva de Risor!
Ujął kieliszek i wzniósł w górę.
— Na cześć pańskiej ojczyzny!
Opróżnili kieliszki, stojąc. Don Just napełnił je ponownie.
Na chwilę zapanowała cisza.
Hiszpan utkwił roztargniony wzrok w snujących się pod sufitem pasmach dymu tytuniowego, zdając się zapominać o swym towarzyszu.
Lecz roztargnienie jego było snać tylko pozornem, gdyż w pewnym momencie zwrócił na Wyhowskiego swe źrenice, w których malowały się ciepło i życzliwość.
— Pierwsze zetknięcie się moje z rodakami pańskimi miało miejsce dość dawno! — mówił. — Mniej więcej... dwadzieścia parę lat temu. Było to w tym okresie czasu, gdy po raz pierwszy zarysowały się poważniejsze różnice pomiędzy moimi osobistymi poglądami w kwestjach, które określić można krótkiem mianem: polityczno - społecznych, a poglądami rządu miłościwie nam panującego króla Alfonsa. Różnice te były tak poważne, że rząd uznał za wskazane zająć się nieco bliżej niemi.
Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/164
Ta strona została skorygowana.