ski... przed nim olbrzymia mapa, a obok niej lampa i gruba książka.
Usłyszał mnie, podniósł głowę, wymamrotał jakieś powitanie i dalej wodzi ołówkiem po mapie, przesuwając równocześnie po niej jakieś różnokolorowe krążki.
— Co ty robisz? — pytam zdumiony.
— Rozpocząłem właśnie pierwszą kampanję austrjacką! — zamruczał w odpowiedzi i dalej przesuwa te swoje kółeczka.
— Ja do książki! „Historja cesarstwa“ Thiers’a! Zdębiałem! Słuchaj, mówię, przecież ty potępiasz militaryzm? Potępiam, odpowiada z olimpijskim spokojem. Poczynam lekko kpić z niego. Jakto... ty.. antimilitarysta, przeciwnik wojen i przysparzania tym sposobem korzyści tej lub owej społeczności ludzkiej... ty... ultrasocjalista bawisz się i roznamiętniasz historją rzezi, jakie bezustannie wyprawiał Europie ten twój Napoleon! Skandal! Jakżeż to możesz jedno z drugiem pogodzić? Antimilitaryzm z sołdateską, negowanie autorytetów z czcią dla „boga wojny“! Drwiłem na ten temat z godzinę!
Urwał nagle i, uśmiechnięty lekko, patrzał przez chwilę na Wyhowskiego.
— Sądzi pan, że moje słowa zmieszały go, chociażby cokolwieczek? Nic podobnego!
Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/170
Ta strona została skorygowana.