Panie milczały, utkwiwszy wzrok w zastawie.
Devey porozumiał się spojrzeniem z siedzącym naprzeciw niego Athowem.
— Jedziemy dzisiaj! — ciągnął udając wielkie przejęcie się nałożonym sobie przed chwilą na talerz majonezem. — No... cóż... tak akurat wypadło niespodzianie... hm... zresztą to na krótko! Nieprawdaż, Reginaldzie?
Athow pospieszył mu na pomoc.
— Naturalnie... to kwestja zaledwie paru dni! Naprawdę... najwyżej tydzień!
Mówił szybko ze sztuczną afektacją w głosie.
Panie zamieniły błyskawiczne spojrzenia.
— Więc na wyspę Jana Mayena? Tak? — przemówiła lady Amy, najbardziej obojętnym, na jaki mogła się tylko zdobyć, tonem.
— Właśnie... — podchwycił Devey — zwykła wycieczka na zakończenie kongresu...
— A może ekspedycja w związku ze zjawiskami na Oceanie Lodowatym? — rzuciła pani Athow, podnosząc nań spokojny wzrok.
Kieliszek wina, jaki podnosił w tej chwili do ust Devey, zadrżał w jego dłoni. Parę kropel rubinowego płynu bryzgnęło na śnieżną biel obrusa.
Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/22
Ta strona została skorygowana.