Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/221

Ta strona została skorygowana.

cił Wyhowski tonem, pełnym głębokiego przekonania.
— Nie wiem jeszcze, co zrobię! — wzruszył ramionami don Just. — Faktycznie mnie tutaj nic grozić nie może! Większość przywódców tego ruchu zna mnie doskonale!
— Wybornie! — zgodził się Wyhowski. — Lecz wątpliwem jest, aby wśród tych rabusiów znajdował się który z pańskich przyjaciół politycznych! Rozerwą pana, zanim pan zdołasz wyrzec parę słów!
Hiszpan milczał, gryząc w zakłopotaniu wargi.
— Zwłaszcza, że niektórzy z nich są kompletnie pijani! Z takimi sprawa nie jest łatwa! — przekonywał go nadal Wyhowski, mocując się z jakąś oporną pokrywą wentyla.
— Spróbuję wytłumaczyć im, że jesteście cudzoziemcami, których powinni uszanować! — rzekł nagle de Risor.
— Nie wierzę w te dyplomatyczne pertraktacje, lecz spróbuj pan... owszem! To może przedłużyć czas, a o to teraz nam chodzi!
Don Just pospieszył do bramy, która uginała się pod parciem kilkudziesięciu tęgich ramion napastników.