Po chwili udało mu się zapanować nad okrzykami i hałasem tłumu.
W krótkich, bijących w dumę narodową, słowach przedstawił swym ziomkom stan rzeczy. Mówił, że wewnątrz hangaru znajdują się cudzoziemcy, których nic a nic nie obchodzi dzisiejsza walka na ulicach miasta i którzy mają zamiar niezwłocznie opuścić Barcelonę. Zakończył swe słowa zaapelowaniem do znanej rycerskości katalończyków, która niewątpliwie uszanuje cudzoziemców, zwłaszcza ze względu na kobiety.
Przemowa jego, przerywana zresztą od początku drwinami i przekleństwami, przyjęta została przeraźliwymi gwizdami i łomotaniem pięści w falistą blachę bramy.
Piekielny ten hałas trwał zresztą bardzo krótko. Jak gdyby na komendę ucichły przekleństwa i okrzyki. Napór na bramę również osłabł.
Przez chwilę zdawało się don Just’owi, że słowa jego przemówiły do rozsądku i uczuć słumu. Spojrzał w szczelinę niedopasowanych blach. Atakujący, porzuciwszy bramę, pędzili ku stertom nieociosanych bierwion, leżących na placu. Za chwilę kilkadziesiąt krzepkich ramion dźwigało długie kloce drze-
Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/222
Ta strona została skorygowana.