Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/237

Ta strona została skorygowana.

wpływem tego przychodzą mi teraz wciąż na myśl ostatnie momenty pobytu Reginalda w domu... jego i Dewey’a! Przychodzą one z taką wyrazistością, że dopiero teraz poczynam rozumieć i wiązać w całość oderwane zdania ich rozmowy, na które wówczas nie zwracałam uwagi. Często słyszałam ich obu dysputujących zawzięcie...
Wyhowski przechylił się żywo ku niej.
— Pani Daisy! Niechaj pani powtórzy te zasłyszane ich zdania! — prosił gorąco. — Są to dla mnie tak ciekawe sprawy...
— Obawiam się, że słowa moje niezbyt wiele wyjaśnią panu! — wtrąciła, wzruszając lekko ramionami. — Rzeczą najbardziej szwankującą w mem opowiadaniu będzie, niestety, sama istota tych rozmów! Pamiętam poszczególne zdania i fragmenty dysput, lecz nie potrafię określić, do czego odnoszą się one!
— To nic! — mówił spiesznie. — Ja... widzi pani... domyślam się o co chodziło... jaka była przyczyna tych dysput!
Wybiegła wzrokiem, namyślając się, poza pierzaste wierzchołki pinji. Przez chwilę błądziła spojrzeniem po sennej tafli morza, poczem zwróciła ku Wyhowskiemu twarz, ożywioną nagłą myślą.