Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/252

Ta strona została skorygowana.

Cała niemal ludność Amalfi wyległa na uliczki i placyki miniaturowego miasteczka. Czarnowłose, rozczochrane i niemiłosiernie wrzeszczące dzieciaki kręciły się setkami na drodze, którą podążało auto.
Wyhowski co chwila musiał zwalniać biegu, a nawet i zatrzymywać się zupełnie dopóki matki lub starsze siostry nie usunęły bawiących się pośrodku jezdni maleństw.
Na tarasie maleńkiej kawiarenki zebrała się cała elita Amalfi. Przy szklankach słodkiego wina, dojrzewającego na stokach Wezuwjusza, siedział burmistrz, jego sekretarz, komendant posterunku żandarmerji z szeregiem wojskowych medali na piersi i paru poważniejszych obywateli miasteczka.
Wszyscy oni z pewnego rodzaju dumą patrzeli na przebiegające auto. Wszak właściciele jego mogli zamieszkać w Sorrento, ostatecznie w Salerno, gdzie wille są więcej komfortowo urządzone i gdzie nie brak takich rozrywek, jak korty tennisowe i jazzband! A jednak wybrali Amalfi! Nie ze względów oszczędności... o nie... dowodzi tego najlepiej nowo kupiony Fiat, ale ot... dlatego, że „nostra citta“ jest jedynym, prawdziwie uroczym, zakątkiem klimatycznym,