Obie panie czuły się tak zmęczone, że zrezygnowały z kolacji, udając się natychmiast do siebie.
Wyhowski, pożegnawszy je, uczuł również, że opanowuje go nieprzeparta chęć snu.
Wypił kieliszek whisky, przekąsił jednym i drugim kawałkiem wybornej marynowanej ryby w bufecie restauracji hotelowej i powlókł się do swego pokoju, znajdującego się na piętrze.
Był tak zmęczonym, że nie chciało się mu podejść ku drzwiom, wychodzących na balkon, aby sprawdzić, czy pokój jego wychodzi na sławną zatokę.
Usnął, zanim zdążył przyłożyć dobrze głowę do poduszek.
Zbudził go silny czerwonawy blask, padający mu wprost w oczy. Rozespanym wzrokiem wodził po mieniących się różowem światłem ścianach, nie zdając sobie zupełnie sprawy z tego, co widzi.
Dłuższej chwili potrzeba było zanim zrozumiał, że blask wdziera się wewnątrz przez rozwarte drzwi, przysłonięte firankami.
Poziewając i kuląc się od nocnego chłodu, narzucił płaszcz na ramiona i stanął w drzwiach.
Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/284
Ta strona została skorygowana.