nui! Rozmontowanie aparatu i załadowanie go wymaga dość długich godzin! — zadecydował Wyhowski, powstając.
Amy dzwonkiem przyzwała pokojówkę hotelową.
Pani Athow przerażonem spojrzeniem wodziła od jednego do drugiego.
— A ja? — wyjąkała wreszcie.
Amy przytuliła policzek do jej twarzy.
— Musimy się rozstać, Daisy! — szepnęła, całując ją.
Ta poczęła mrugać raz po raz powiekami.
— Niechaj pani jedzie z nami! — rzucił wesoło Wyhowski. — Los nas sprzągł, więc trzymajmy się razem aż do końca!
Pani Athow poczęła cicho płakać, skłoniwszy głowę na ramię Amy.
— Trudno, kochanie moje! — perswadowała ta ostatnia. — Czy wcześniej, czy później, musielibyśmy się rozstać! Mogłaś się już oddawna oswoić z tą myślą. Trudno... przecież nie zechcesz nam towarzyszyć!
— Jadę z wami! — szepnęła, tłumiąc łkanie.
— Doprawdy? — zakrzyknął zdumiony Wyhowski.
Otarła łzy i spojrzała nań poważnie.
Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/320
Ta strona została skorygowana.