obejście go z jednej lab drugiej brakowało stanowczo czasu. Słońce przeszło już znacznie na zachodnią połać nieba.
Po krótkiej naradzie postanowiono odłożyć do jutra zbadanie szczytu.
Zlani potem, zmęczeni do ostateczności brnięciem po zaspach śnieżnych znaleźli się wreszcie we wnętrzu „Ptaka Nadziei“.
Wyhowski z pomocą doktora zakrzątnął się koło przygotowania posiłku, zaś Selwin zajął się studjowaniem licznych i, nawiasem mówiąc, niedokładnych map Alaski.
Za chwilę wszyscy trzej siedzieli w kajucie, rozkoszując się smakiem i aromatem czarnej kawy, stanowiącej ukoronowanie ich skromnego posiłku.
Przełknąwszy dwie filiżanki czarnego, jak noc, napoju, Wyhowski zajął się szczegółowem zbadaniem stanu silników. Wszystko było w porządku. Już miał wrócić do kajuty, gdy wtem przyszło mu na myśl, że dobrze byłoby zbadać jeszcze miejsce startu. Przeszedł tedy wolnym krokiem przestrzeń pięciuset kroków, badając starannie stan płaszczyzny śnieżnej. Badanie wypadło zadawalająco. Płaszczyzna, zupełnie równa, bez żadnych wzniesień, ni też zagłębień, przedstawiała idealne pole dla startu.
Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/351
Ta strona została skorygowana.