go na spoczynek. Zdrowy instynkt, który tylekroć już razy w okresie wojny uratował mu życie i wyniósł cało z setek niebezpieczeństw, kazał mu teraz zapomnieć o utrudzeniu. Przy pomocy mechaników aeroplanów wojskowych zajął się pieczołowicie „Ptakiem“. Napełnił wszystkie benzynowe zbiorniki, uzupełnił zapasy smarów, przetarł świece. Wreszcie odbył na uboczu tajemniczą naradę z intendentem statku, w wyniku której paru marynarzy w ciągu conajmniej godziny przewoziło na „Ptaka“ skrzynki, zawierające żywność, układając je pod jego osobistym nadzorem w pakownych przedziałach kadłuba aparatu.
Wówczas dopiero powrócił na pokład krążownika, aby przyłączyć się do grupy oficerów i członków wyprawy, wyczekujących odgłosu wybuchów, jakie miały usunąć tamującą wyjście z zatoki przeszkodę.
Wreszcie donośna detonacja targnęła powietrzem. Echo jej biegło od jednej do drugiej ściany skalnej, zagłuszając całkowicie na pewien czas groźny pomruk dalekich wybuchów wulkanów.
W powszechnem zdenerwowaniu oczekiwano na statku wiadomości o rezultacie wysadzenia.
Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/395
Ta strona została skorygowana.