jego wyłaniała się z mroku twarz szaleńca, wykrzywiona obleśnym uśmiechem. Najwyraźniej słyszał sztański chichot i zwierzęce pomruki, wydawane przez chorego na widok obnażonej Amy.
Niebawem znikły gdzieś wstrętne rysy obłąkanego... ucichły rechotania i przed oczyma jego pojawił się w całej swej krasie kształt kobiecego ciała.
— Gdybym zbudził się później? Chryste!
Zagryzł wargi, aż do bólu, tłumiąc okrzyk zgrozy, jaki gwałtem wybiegał mu na usta.
W ciemnym otworze kurytarza zamajaczyła wysmukła postać. Amy, otulona w długi szlafroczek, stanęła przed Wykowskim.
Pomimo mroku, panującego w nieoświetlonej kabinie, dostrzegł, wnioskując z pochylenia jej głowy, że Amy jest nadzwyczaj zmieszaną.
— Dziękuję ci, Jerzy! — szepnęły cicho jej wargi.
Podniósł jej dłonie do ust.
Siadła obok niego, nie wysuwając swych rąk z jego dłoni.
Po chwili zauważył, że poczyna drżeć, jak gdyby od chłodu. Delikatnym ruchem zarzucił na jej ramiona swą podbitą futrem lotniczą kurtę.
Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/443
Ta strona została skorygowana.