— Niepotrzebnie niepokoi się pan o nią — zaczęła po chwili. — My, kobiety silniej, niż wy reagujemy na taki stan, w jakim obecnie znajduje się Amy. Mówiłam już zresztą panu, że to coś w rodzaju przełomu... albo nie, zdaje się, że znalazłam trafniejsze określenie! Otóż... jest to, jakby stan podgorączkowy! Rozumie pan? Jeszcze niezupełna gorączka, ale temperatura już więcej, niż zwykła! Czasami, naturalnie przy zastosowaniu odpowiedniego leczenia, taka temperatura wraca powoli do normy, ale ponieważ na tego rodzaju gorączkę, jak u Amy, niema lekarstwa, więc rezultat wiadomy... temperatura podnosić się będzie z każdą chwilą. Szczęściem... to nie zagraża życiu!
Wybuchnęła wesołym śmiechem, rozlegającym się daleko po pustynnem wybrzeżu.
— Cemu pan nic nie mówi? — rzuciła nagle lekko zirytowanym tonem. — Daj mi pan chociaż papierosa... przecież to chyba pan potrafi?
Zaciągnęła się kilkakrotnie wonnym „Maszallah“ i zapadła w głęboką zadumę.
Zbudził ją z niej dopiero głos Wyhowskiego, proponujący powrót na „Ptaka“.
Rzuciła zgasłego papierosa i powstała żywo z kamienia.
Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/464
Ta strona została skorygowana.