Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/518

Ta strona została skorygowana.

łaniała się z wód, formując nieregularna trójkąt.
Wzrokiem, który chwilami nie widział już prawie nic, przyjrzał się jej.
— Góra! — szepnął wreszcie. — Nie dostaniemy się już do niej „Ptaku“... nie! — chwiał smętnie głową.
Poderwany nagłą myślą zapuścił jeden z motorów.
Za chwilę w przestrzeń pobiegły słowa — radjodepeszy.
— Żegnam świat... ja... ostatni na ziemi!
Zwalił się nawznak, jak piorunem rażony.
Motor warczał jeszcze przez parę minut, wreszcie zamilkł.
Kołysząc się z fali na falę, popychany lekkimi podmuchami wiatru „Ptak“ posuwał się powoli w stronę dziwnej chmury, czy też skalnego szczytu, niosąc w swem wnętrzu stygnące zwłoki ostatniego człowieka na ziemi.

KONIEC.