poręczy, wyprostował swą smukłą figurę. Po deskach pokładu zatupotały śpieszne kroki.
Matsue oprzytomniał już zupełnie.
Pochyliwszy się nad telefonem, krzyczał co sił.
— Pełną parą! Pełną parą naprzód!
Chwycił sternika oburącz za ramiona i trząsł nim, jak wiechciem słomy.
— Na lewą burtę! Na lewą... wszystkie rumby w lewo! Nosem pod falę... nosem pod falę!
Wpadł wraz ze sternikiem do budki i gorączkowemi szarpnięciami koła prawie w miejscu zwracał statek dziobem ku zbliżającej się ścianie wodnej.
— Abyśmy tylko nabrali rozpędu... abyśmy tylko nabrali! — powtarzał w duchu, błyskawicznymi ruchami rąk chwytając i puszczając szprychy koła.
„Asuka-Maru“ drżał w wiązaniach swych od szalonego biegu. Obroty śruby, tłukącej z łoskotem wodę, stawały się coraz szybsze i szybsze.
Lecz z każdą chwilą głuszył je złowrogi pomruk nadciągającej fali.
Wysokość jej wielokroć przewyższała
Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/53
Ta strona została skorygowana.